„Gdzie jesteś, piękny świecie?” Sally Rooney w tytule swej najnowszej książki zadaje pytanie, które nurtuje chyba nas wszystkich. Okazuje się, że ten piękny świat, to nie blichtr, rozmach, władza, to nasz mały prywatny wszechświat, który urządzamy po swojemu.
Wraz z Rooney zaglądamy na zamknięte podwórka, do emocjonalnych wnętrz Alice, Eileen, Felixa i Simona. Autorka „Rozmów z przyjaciółmi” oraz „Normalnych ludzi” po raz kolejny prezentuje ludzi takich jak my. Ma ona wybitny talent do snucia opowieści o codzienności, z której wybiera momenty i składa w intymne portrety, doprawiając je nutą goryczy i nikłą iskierką nadziei.
„Gdzie jesteś, piękny świecie?” – Historia o zwykłych ludziach
To opowieść o dwóch parach, z których jedna dopiero zaczyna wspólną przygodę, a druga kontynuuje dawno zerwane wątki. Towarzyszy im niepewność, którą głęboko skrywają i tęsknota, którą z trudem wyrażają, jednocześnie całą czwórkę przyjaciół napędza determinacja, aby oba te uczucia pokonać. Bohaterowie „Gdzie jesteś, piękny świecie?” przypominają ludzi, których spotykamy w sklepie, dawnych kolegów ze studiów, klientów w biurze. To jednostki, w bezosobowym sensie, sieroty, które składają się na populację, a to, jak funkcjonują, o czym myślą i czego pragną, ma niewielkie znaczenie dla wielkiego świata. Nie są nawet motylami, którego machnięcie skrzydłami może wpłynąć na rozwój jakichkolwiek wydarzeń. Są samymi sobą i to im musi wystarczyć.
Odpowiedzi brak nawet w „Gdzie jesteś, piękny świecie?”
Szczególnie ciekawe są fragmenty książki w formie listów, które wysyłają sobie przyjaciółki. Dając czytelnikom wgląd w naturę postaci, Rooney odsłania po kawałku prywatne dramaty, które z łatwością można odnieść do samych siebie. Nie stroni też od refleksji na stanem współczesnego społeczeństwa. Bolesną prawdą, którą wynosimy z lektury jest stwierdzenie, że każdy jest, a jednocześnie nie jest, wyjątkowy. Pisarka bezlitośnie urywa opowieść, dając do zrozumienia, że happy end nie jest ani zakończeniem, ani tym bardziej szczęśliwym